Scenariusz: Joshua Williamson, Tim Seeley, Rob Williams, Si Spurrier
Rysunki między innymi: Jason Fabok, Tony S. Daniel, Jesus Merino
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawnictwo: DC Comisc/ Egmont
Do tego pierwszego ważnego eventu w DC Rebirth podchodziłem jak pies do jeża. Nowe przygody Ligii Sprawiedliwości nie zawsze spełniały moje oczekiwania, a przygody rezydentów więzienia Belle Reve czytywałem okazjonalnie. Poza tym ciężko ostatnio o jakiś dobry crossover. Jednak jestem mile zaskoczony tym co przeczytałem. Cały tom jest naprawdę świetnie napisany i narysowany, a historia jest logiczna i wciągająca.
Pierwsze dwa zeszyty tej serii w bardzo prosty sposób pokazują nam, jakie są motywy działania głównych bohaterów. Batman przekonuje do interwencji przeciw Amandzie Waller i jej grupie, wszystkich członków Ligii, co jest bezpośrednim skutkiem wydarzeń opisanych w tomie Batman: Jestem Samobójcą, gdzie miał do czynienia z jej metodami pracy. W ten sposób na celowniku Ligii pojawia się Legion Samobójców, a to znowu powoduje, że Waller wytacza swoje działa przeciwko Lidze. Zawiązanie fabuły zostało przeprowadzone doskonale i co ważne od pierwszej strony, gdy pojawia się Killer Frost, mamy przeczucie, że jest to niezwykła opowieść, która przyniesie nam wiele emocji.
Jednak istniało niebezpieczeństwo, że ta opowieść stanie się tylko pretekstem do przeciwstawienia sobie nawzajem Ligi Sprawiedliwości i Legionu Samobójców i nic więcej. My, fani jesteśmy znudzeni już kolejnymi bitwami bohaterów z innymi bohaterami, a ten komiks jest znakomitym lekarstwem na takie praktyki wydawców. Jest oczywiście walka pomiędzy obiema grupami, która usprawiedliwia taki, a nie inny tytuł, jednak trwa krótko. Szybko na scenę wkracza główny przeciwnik. Jest nim Max Lord, mistrz telepatii, były dyrektor Checkmate, który ma własne powody, by przeciwstawić się Amandzie Waller. Nie działa sam. Z tajnego wiezienia zwanego Katakumbami uwalnia przetrzymywanych tam złoczyńców, a są nimi: Rustan, Johnny Sorrow, Doktor Polaris, Szmaragdowa Cesarzowa oraz Lobo i nakłania ich do wspólnego działania. Człowiek, który potrafi wpływać na umysły innych przewodzący taką grupą to jest prawdziwe zagrożenie.
Po dodaniu trzeciej drużyny historia wznosi się na kolejny poziom. Dowiadujemy się, że każdy w grupie Lorda ma nierozstrzygnięte kwestie z Amandą Waller. A każdy, kto chce wyrównać z nią rachunki musi liczyć się z tym, iż stanie do walki z Legionem Samobójców. Dzieje się wiele: jest konflikt Batmana z Waller, walka Ligi z Legionem, Liga trafia do Belle Reve. A potem fabuła dopiero nabiera rumieńców.
Szczególnie spodobała mi się jedna kwestia. Williamson pokazuje nam, że Liga i Legion potrafią w dziwny sposób ze sobą współpracować. Stawia duży nacisk na ukazanie rozwoju postaci, zwłaszcza Killer Frost. Ma ona ważną rolę do odegrania w najnowszej wersji Justice Leaque of America, trzeba było więc postawić ją w świetle reflektorów. W Liga Sprawiedliwości kontra Suicide Squad pokazuje ona co potrafi, powiedzmy tylko, że człowiek ze stali słabo znosi zimno. Nie sposób nie wspomnieć o bardzo nietypowym duecie, jaki pojawia się w tym tomie: to Harley Quinn oraz Wonder Women. Wnosi on jeszcze więcej elementów humoru, do i tak lekko pisanej opowieści.
Na szczególną uwagę moim zdaniem zasługują trzy postaci w całej tej opowieści. Pierwsza to wspomniana Killer Frost. Stara się ona bardzo zapomnieć o swojej kryminalnej przeszłości i wykorzystać swoje moce do czynienia dobra. Śledzenie jej przemiany i walki z przeciwnościami, jakie szykuje dla niej los jest bardzo interesujące i sprawiło, że autentycznie współczułem tej postaci. Drugą postacią, która wyróżnia się jest Batman. Jest on bardzo zdeterminowany, by powstrzymać zło, które próbuje dostać się do naszego świata. Do tego stopnia, że nie waha się użyć ostatecznych środków, by osiągnąć swój cel. Zawiązuje sojusze, gdy te pozwalają osiągnąć mu przewagę na polu walki. Trzecią postacią, która przykuła moją uwagę nie jest żaden z głównych bohaterów. To Steve Trevor, były bliski współpracownik Ligii Sprawiedliwości. Nie uczestniczy on bezpośrednio w głównych wydarzeniach, jednak jego tie in pokazuje jak zwykli ludzie reagują na makabryczne wydarzenia, które stały się ich udziałem. Dzięki Trevorowi możemy na wszystkie wydarzenia spojrzeć z perspektywy zwykłego człowieka szukającego swoich bliskich podczas panującego chaosu. A wszystkie te postacie i wiele innych bierze udział w czymś wyjątkowym.
To, co dzieje się później to czyste szaleństwo. Nie chcę zdradzać nic więcej, ale druga połowa jest wybuchowa i aż chce się czytać. Ten komiks jest przykładem jak powinno się robić crossovery: bez sztuczności, nie na siłę, a wszystko wpisuje się w obecne wydarzenia w uniwersum DC. Rysunki są na bardzo przyzwoitym poziomie. Mamy tutaj dużo kolorów, sceny walk są dynamiczne, postaci zachwycają detalami i wszystko jest miłe dla oka.
Komiks ten polecam wszystkim, którzy nie mają przekonania do DC. Rebirth raz daje nam dobre opowieści a innym razem mocno rozczarowuje. Ten pierwszy crossover ery Odrodzenia jest bardzo udany i sprawił mi dużo przyjemności podczas czytania. Jest to bezpretensjonalna opowieść o walce bohaterów ze złoczyńcą, pokonywaniu uprzedzeń w starym stylu, ale za to we współczesnej oprawie.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.