
Ed Brubekar sięga głęboko do archiwów Marvela, by wyciągnąć stamtąd zapomnianą postać i dać jej nowe życie. Ten ktoś to Bucky, nastoletni pomocnik Kapitana Ameryki z czasów II Wojny Światowej. Pierwotnie miał on zginąć podczas walki z Baronem Zemo, jednak zdaniem autora Velvet, przetrwał on wybuch nad oceanem, i dostał się w ręce komunistycznej Rosji.
Po bolesnym praniu mózgu stał się maszyną do zabijania, działającym na zlecenie, a potem utrzymywanym w stanie głębokiej hibernacji. By tak groźny, że stał się legendą, nazywano go Zimowym Żołnierzem.
Ed dobry na wszystko
Brubaker jest jednym z moich ulubionych pisarzy komiksowych, jego prace są mroczne, opowiadają o ciemnych zakamarkach ludzkiej duszy, zwykłych ludziach działających w często ekstremalnych sytuacjach. Jego styl nazwałbym kameralnym i pełnym refleksji o życiu i wielu innych rzeczach. Nie sądzę, że poradziłby sobie z każdym superbohaterem, jednak z Daredevilem, czy X-menami stworzył naprawdę ciekawe opowieści. Tak samo jest w przypadku Kapitana Ameryki.
Jest to o wiele bardziej przyziemny, bardziej realistyczny obraz Steve’a czy też innych występujących tutaj postaci. Ed kolejny raz stworzył trzymający w napięciu political thriller, gdzie bohaterami są super żołnierze, łotrzy z czasów drugiej wojny światowej, a wszystko to wymieszane zostało ze współczesnymi tematami i problemami naszej codzienności, takimi jak terroryzm, bezkarny świat biznesu i tym podobne.
Powiew chłodu
Swój kunszt może także pokazać autor ilustracji Epting, jak i też gościnni rysownicy. Komiks wygląda zupełnie inaczej niż większość tytułów z tego okresu. Rysunki są bardziej wyrafinowane, bardziej pastelowe, zmuszają do bardziej emocjonalnego odbioru.
Projekty postaci są wyjątkowe, a sam Zimowy Żołnierz wygląda jednocześnie nowocześnie, postsowiecko i bardzo przerażająco. Nic dziwnego, że Bucky spodobał się czytelnikom i na stałe stał się częścią universum Marvela.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawnictwiu Egmont.
.