
Matt Fraction jest autorem jednej z najlepszej serii ostatnich lat z logo Marvela na okładce. Jeff Lemire miał więc trudne zadanie kontynuacji ulubionej przez fanów i docenionej przez krytyków serii. Moim zdaniem podołał zadaniu i w efekcie otrzymaliśmy ciekawy i utrzymany w podobnym stylu, co u poprzednika komiks.

Dwa światy
Moim zdaniem Lamire doskonale radzi sobie z historiami skupiającymi się na jednym bohaterze. I tak też jest w tym przypadku, dostajemy w sumie dwie historie o Clincie, jedna dzieje się współcześnie, a druga zabiera nas do czasów dzieciństwa najlepszego łucznika na świecie. Stary dobry Jeff postarał się, by obie te opowieści splatały się i stworzyły zgrabną całość.
Z jednej strony mamy więc dorosłego dojrzałego już Clinta, a z drugiej strony obserwujemy jak dorastał.

Dwie palety
Ramon Perez także wiedział co robi podczas pracy nad tym tomem. On także dostrzegł różnicę w dwóch narracjach i poddał się temu nurtowi. Współczesne sceny rysowane są w sposób przypominające to, co widzieliśmy we wcześniejszych tomach. Natomiast retrospekcje są bardzo malowniczo stworzone akwarelami o ograniczonej palecie kolorów.
Wszystko to sprawia, że czyta i ogląda się ten tom bardzo przyjemnie, bez poczucia rozczarowania i tęsknotą za poprzednim pisarzem. Jak dla mnie jest to udana kontynuacja i warto na nią wydać swoje kieszonkowe.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawnictwu Egmont.